niedziela, 14 grudnia 2014

Prolog

Dziewczyna biegła przez zatłoczoną ulicę rozpychając się łokciami i raz po raz przepraszając mijanych przechodniów. W biegu spojrzała na wyświetlacz telefonu i jęknęła w duchu widząc jak bardzo jest spóźniona. Oczywiście zaspała. Jakże by inaczej. Ann mnie zabije, pomyślała mijając piekarnię z której do jej nozdrzy doleciał cudowny zapach świeżego pieczywa, przypominając jej, że nie zdążyła zjeść śniadania. Zaburczało jej w brzuchu.
Minęła kwiaciarnie, myśląc o tym, co mogło się jej dzisiaj śnić. Nigdy nie pamiętała. Wiedziała, że śniła, choć gdy się budziła, wspomnienie snu gdzieś znikało i pozostawiało pustkę. Czasami zostawało jakieś mgliste wspomnienie, ale i to rzadko. 
Westchnęła w duchu, po czym weszła w ostatni zakręt i jej oczom ukazała się znajoma kawiarnia. Zwolniła kilka metrów przed wejściem i obejrzała się w stojącym na krawężniku aucie. Niemal krzyknęła z przerażenia. Jej włosy były rozczochrane i skołtunione, jakby dopiero co wstała z łóżka. Tusz do rzęs się rozmazał, przez co wyglądała jakby ktoś podbił jej oko. Do tego była blada jak trup, tylko policzki były nienaturalnie czerwone jak przy gorączce. 
-Pięknie. Po prostu pięknie. - mruknęła rozdrażniona.
Przygładziła włosy i palcem jako tako zmyła rozmazany tusz, po czym odetchnęła i licząc do trzech, weszła do kawiarni modląc się, by Ann jeszcze nie było. Ale oczywiście była. Siedziała w stoliku, który zajmowały od kilku lat, a jej twarz wyglądała jak chmura gradowa. A gdy dostrzegła stojącą w drzwiach przyjaciółkę, rozzłościła się jeszcze bardziej. 
-Jak miło, że uraczyłaś mnie swoją obecnością, Lucy. Po czterdziestu minutach czekania. - warknęła, gdy tylko dziewczyna podeszła do stolika ze skruszoną miną. Opadła na krzesło, po czym spojrzała na Ann przepraszająco. 
-Przepraszam. Zaspałam. - wymamrotała, a Ann, która ciągle miała chmurny grymas na twarzy, widząc jej przepraszającą minę nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu. Zaśmiała się.
-No dobra, nie patrz już tak na mnie. - rzuciła z westchnieniem. Lucy uśmiechnęła się i rozejrzała po jak zwykle zatłoczonej kawiarni, do której przychodziła z Ann od kiedy były małe. Jako, że kawiarnia należała do przyjaciela mamy Ann, dziewczyny mogły przesiadywać tu ile tylko chciały i brać darmową kawę lub herbatę. 
Ann pomachała do kogoś ręką, a Lucy niemal mogła zobaczyć odmachującą jej rękę Luke'a. Luke był synem właściciela i kelnerem, więc już po chwili stanął obok Lucy i uśmiechnął się, trzymając notes w ręce. 
-Cześć, dziewczyny. Co podać? - zapytał, nawijając włosy Ann na długopis, który trzymał w ręce. Dziewczyna nic sobie z tego nie robiąc, spojrzała na Lucy pytająco
-Herbatę. - odparła tamta.
-Dwie herbaty. I ciasto czekoladowe. - dodała, a Lucy spojrzała na nią krytycznie. 
-Nie miałaś przypadkiem zacząć się odchudzać? - zagadnęła, bo rzeczywiście Ann ostatnio oświadczyła, że nie tknie niczego słodkiego, by dbać o linię. 
Dziewczyna westchnęła.
-Próbowałam, naprawdę, ale wczoraj mama zrobiła babeczki i wiesz jak to jest. Nie możesz ich nie zjeść. Po prostu nie możesz. Więc postanowiłam, że oleje dietę i będę się rozkoszować życiem. - odparła. Lucy prychnęła. 
-Taa, tylko żebyś nie narzekała, gdy pójdzie ci w uda. - mruknęła, a Ann wywróciła oczami. Potem Luke powiedział coś o jej piersiach, a Ann zgromiła go wzrokiem. 
Lecz Lucy już nie słuchała. Patrzyła na miejsca przy kontuarze, które w połowie były pozajmowane przez stałych klientów, których rozpoznawała bez trudu i o każdym mogła powiedzieć jakąś historię, sączących - mimo wczesnej pory - piwo z wielkich szklanych kufli. Było też tam kilku biznesmenów w garniturach, jedzących pośpiesznie śniadanie i  co chwilę zerkających na zegarki, jakby całe ich życie bez przerwy pędziło do przodu i nie było w nim czasu nawet na posiłek. Za kontuarem stał tata Luke'a i właściciel - Kenny - który zaśmiewał się z czegoś co opowiedział mu jeden z klientów, równocześnie przecierając mokre szklanki ścierką i ustawiając je pod ladą.
Lecz wzrok Lucy przykuła pewna postać, siedząca przy barze idealnie na środku. Był to raczej nastolatek, jednak nie była pewna, bo po pierwsze siedział do niej tyłem, a po drugie, na głowę miał nasunięty kaptur. Siedział pochylony nad szklanką i powoli sączył z niej jakiś trunek. Był cały ubrany na czarno. Buty czarne, spodnie przylegające i czarne, kurtka z kapturem też czarne. 
Zaskakujące było to, że ludzie zdawali się go nie zauważać. W pewnym momencie jakiś gość pochylił się, by powiedzieć coś Kenny'emu  tak, że sięgał tuż ponad ramieniem chłopaka w kapturze. Jakby go tam nie było. Ale to niemożliwe. Przecież siedział tam spokojny i niewzruszony. 
Chłopak przechylił szklankę z trunkiem, opróżniając ją w całości jednym haustem, po czym wstał. Włożył ręce do kieszeni kurtki i ruszył do drzwi. Lucy śledziła go wzrokiem, podczas gdy inni ludzie mijali go, nawet nie zaszczycając spojrzeniem.
Nagle chłopak zatrzymał się, tuż przed drzwiami i zastygł w bezruchu. Lucy patrzyła na niego uważnie, jakby mógł zaraz zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Chłopak stał tak przez kilka sekund? minut? godzin? po czym nieoczekiwanie obrócił się w stronę Lucy, a jej wydawało się, że patrzy prosto na nią. I choć nie widziała jego oczu, bo wciąż skrywały się pod kapturem, zobaczyła szeroki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. Czas jakby zwolnił, o ile całkowicie się nie zatrzymał. Uśmiech w żadnym wypadku nie był przyjacielski. Ani miły. Bardziej przypominał cichą groźbę, coś złego i niebezpiecznego, lecz mimo strachu, który sparaliżował Lucy, nie odwróciła wzroku od tego szaleńczego uśmiechu. 
Mrugnęła i chłopaka już nie było. 
Rozejrzała się zdezorientowana i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Ann coś do niej mówi i to któryś raz z kolei. Luke gdzieś zniknął, a życie rozgrywające się obok niej znów ruszyło normalnym tempem. 
-Słuchasz ty mnie w ogóle? - warknęła Ann, ale Lucy nie odpowiedziała. 
Wstała natomiast i pędem ruszyła do wyjścia. Wypadła na zewnątrz, a zimne powietrze uderzyło ją w twarz. Zaczęła rozglądać się gorączkowo, lecz chłopaka nie było nigdzie widać. Było tak, jak wcześniej myślała. Po prostu zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Może miała halucynacje? A może po prostu zwariowała? 
Pokręciła głową i weszła z powrotem do kawiarni. 


* * *


Był wieczór. Niebo było ciemne i groźne, a gwiazdy skryły się za chmurami zwiastującymi deszcz. Wokoło było cicho, tylko czasami przejechało jakieś auto, czasami dało się słyszeć czyjś głos, czasem śmiech. 
Chłopak kucający na dachu kamienicy patrzył w oświetlone okno znajdujące się trochę pod nim, w sąsiednim budynku. Nad biurkiem pochylała się ta dziewczyna, którą dzisiaj widział w kawiarni i pisała coś w zeszycie, co chwilę wkładając długopis do buzi i w wyrazie skupienia gryząc jego koniec. 
Chłopak uśmiechnął się szeroko, niemal szaleńczo na wspomnienie wyrazu jej twarzy, gdy się do niej odwrócił wtedy, w kawiarni. Była przestraszona. A nic nie działało na niego tak, jak ludzki strach. 
-Znów włóczysz się po mieście? - chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej, nie odwracając się. Kiwnął się w przód i w tył, kucając tuż nad krawędzią. Pod nim rozciągała się ciemność. Coś wewnątrz niego kazało mu skoczyć, rzucić się w dół, jakby całe jego ciało pragnęło poczuć ból towarzyszący roztrzaskiwaniu się o ziemię. 
-Nie mam nic lepszego do roboty. - odparł, a stojący za nim chłopak prychnął. 
Przez chwilę trwali w ciszy, a wiatr targał ich włosami. Chłopak uśmiechał się sam do siebie, wyczuwając wrogą energię pochodzącą od jego "znajomego".
-Chcesz czegoś? - zagadnął, a chłopak stojący za nim drgnął, jakby wyrwany z rozmyślań. Odezwał się bardzo niechętnie. 
-Muszę załatwić coś z pewnymi facetami, a sam chyba będę miał problem. - warknął, a ciemnowłosy znów się uśmiechnął, patrząc jak dziewczyna zamyka zeszyt i opiera się na oparciu krzesła z wyraźną ulgą. 
-Czyli chcesz prosić mnie o pomoc? - zapytał i niemal słyszał za sobą zgrzytanie zębów. 
-Na to wygląda. - syknął jego towarzysz. Chłopak podniósł się, a wiatr podwiał mu koszulkę, lecz ten nie poczuł zimna. Odwrócił się do stojącego za nim chłopaka i przekrzywił głowę, patrząc na jego twarz. Od kącika oka do ust ciągnęła się świeża, krwistoczerwona szrama, z której ciągle płynął szkarłatny płyn. 
Dotknął swojego policzka. 
-Chyba coś tu masz. - zauważył, a w oczach stojącego przed nim chłopaka pojawił się morderczy błysk. Odwrócił się bez słowa i ruszył w stronę rusztowania, po którym zapewne tu wszedł. Ciemnowłosy odwrócił się jeszcze i spojrzał na dziewczynę, która teraz siedziała na łóżku z książką na kolanach, po czym uśmiechnął się i podążył za swoim towarzyszem. 
Zdziwił się, gdy poczuł na sobie jej spojrzenie w kawiarni, bo prawie nigdy się to nie zdarzało. Lecz już po chwili ogarnęła go wielka radość. To była niesamowita okazja do zabawienia się.
Lecz to będzie musiało poczekać. Teraz ma za dużo roboty. Ale spokojnie, był cierpliwy. W końcu miał w rękach cały czas świata.
-Rusz dupę, bo ci ją skopie! - usłyszał krzyk swojego towarzysza. Uśmiechnął się szeroko, wymazując z myśli twarz dziewczyny i zastępując go nowym. Miał pracę i musiał się skupić. Dziś znów umaże sobie ręce krwią. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz